czwartek, 18 grudnia 2014

*** Oj, chyba zasnęłam. To już piętnasta, ciekawe gdzie jest Billy. Patrzę na telefon. Trzy nieodebrane połączenia. No pięknie. Szybko ubieram buty i wychodzę przed dom. Billy przyjechał swoim ciemnoniebieskim pickupem, siedzi w nim na ulicy i majstruje coś przy radiu. Podchodzę do niego, siadam po stronie pasażera i daję mu szybko buziaka w policzek. - Cześć kwiatuszku. Jedziemy? – mówi lekko się uśmiechając i oddaje mi buziaka. Nie wygląda na zmartwionego czy smutnego. Nigdy nie miał problemu z pożegnaniami. Za to ja mu tego zazdroszczę. Udawanie, że wszystko w porządku, znacznie się różni od czucia się w porządku. - Cześć. Jedziemy – odpowiadam mu. Ruszamy, a z głośników już słychać I Do It For You Bryan’a Adams’a. Wgrałam mu to na Ipoda jakoś miesiąc temu, czyli gdy dowiedziałam się, że zamieszkam na drugim końcu kraju. Jedziemy te kilka minut w ciszy i wraz z końcem piosenki dojeżdżamy na polanę. Wysiadamy z samochodu i siadamy z tyłu w skrzyni, gdzie Billy ma wiecznie rozłożony kocyk i poduszki. Siedzę i patrzę jak – jeszcze mój – chłopak stawia obok mnie koszyk z przekąskami i wdrapuje się, by usiąść przy mnie. - Mam dla nas kanapki i pizzę, a na deser truskawki i chrupaki. Na co masz najpierw ochotę? Kanapki są z szynką, serem i ogórkiem, a jeśli chodzi o pizzę, to mam cztery sery i hawajską – mówi rozstawiając przed nami jedzenie. Sięgnęłam po hawajską, moją ulubioną. Ugryzłam i pozwoliłam sobie rozkoszować się tym pysznym grubym ciastem, świeżym ananasem i delikatnie chrupiącą szynką. Wiedziałam, że czeka nas zaraz trudna rozmowa, więc cieszyłam się każdą sekundą ciszy, oddalającą ten nieprzyjemny moment. - Hej, kwiatuszku. Co się dzieje? – mówi tak beztrosko, jakby nie wiedział. Przysuwa się do mnie i obejmuje mnie ramieniem, a ja udając, że nie wiem, o co chodzi, biorę kolejny kawałek pizzy i pakuję ją do buzi, nim zada kolejne głupie pytanie, na które, oczywiście mu nie odpowiem – Możesz się do mnie odezwać? – kontynuuje. - Nie, nie mogę – mówię z pełną buzią. - Wkurzasz mnie dziś, wiesz? Zachowujesz się, jakbyś się cieszył, że więcej mnie nie zobaczysz – moje ostatnie słowa zawisły w powietrzu między nami. Dopiero uświadomiłam sobie, co powiedziałam i - co gorsza – doszło do mnie, że to prawda. - No dobra, wyjaśnijmy coś – zaczyna spokojnym tonem, lecz widzę, że jest zdenerwowany. – Nie chcę się z tobą rozstawać, nie chcę, żebyś wyjeżdżała, ale nie zależy to ode mnie i nic na to nie mogę poradzić. Wiec skoro jeszcze tu jesteś, ze mną, to chciałbym to wykorzystać i cieszyć się chwilą. Płakać będę, jak już wyjedziesz. - Jak możesz cieszyć się tą chwilą, skoro zaraz stanie się ona przeszłością? – pytam zszokowana tym, co przed chwilą usłyszałam. Nie wiedziałam, że tak na to patrzy. - No właśnie, kwiatuszku. Ta chwila dopiero zaraz stanie się przeszłością. Za jakiś czas. Teraz jest teraz. A ja właśnie teraz cieszę się, że jesteś tu ze mną. Przysuwa się do mnie jeszcze bliżej i kciukiem gładzi moją brodę. Czuję jego oddech na moich wargach, więc nie powstrzymuję się i całuję go. Delikatnie, lecz wygłodniale. Zatapiam dłonie w jego włosach, a on gładzi mi policzek. Czuję, że brakuje mu oddechu, więc delikatnie podgryzam jego dolną wargę i oddalam usta. Uśmiecha się do mnie, uroczo odsłaniając dołeczki. Odwdzięczam się mu tym samym i chwytam go za rękę. - Rzeczywiście się już żegnamy – mówi szeptem, jakby bardziej do siebie. - Obiecaj… - zaczynam, ale mój głos jakby milknie. – Obiecaj mi, że nigdy o mnie nie zapomnisz. Proszę… - Obiecuję, kwiatuszku. Nawet gdybym chciał, nie mógłbym. Ale nie chcę. - Wiem, że niedługo znajdziemy kogoś innego, że stracimy kontakt ze sobą… - mówię drżącym głosem, chociaż staram się zachować spokój. – Tylko proszę cię, nie zapomnij mnie. - Hej, nie płacz. Nigdy cię nie zapomnę – zapewnia, a ja zastanawiam się, czy mówił to każdej. Nie byłam przecież jego pierwszą dziewczyną. - Wiesz, że nie płaczę. I nie martw się, nie będę. Ale dziękuję, bo ja też cię nigdy nie zapomnę. Dokończyliśmy jedzenie i ostatnie beztroskie żarciki, opowiastki i sytuacje, wspominając, wszystko, co razem przeszliśmy, objadając się przy tym naszym najulubieńszym jedzeniem. Nasza ostatnia randka właśnie się skończyła. Wsiadamy z powrotem do pickupa i ruszamy w stronę domu. No, najpierw mojego domu. Biorę jego Ipoda i szukam kawałka, którego kiedyś Hope znalazła na swojej play-liście „ogólne smutne… i inne używki” – czyli właśnie na takie różne dziwne, niezręczne i przykre chwile. O, znalazłam. To James Blunt Goodbye My Lover. Co prawda słowa są trochę zbyt głębokie jak dla nas, ale piosenka ogólnie rzecz biorąc adekwatna do sytuacji. Jesteśmy pod moim domem. Wysiadam, on również. Podchodzimy do siebie i mocno się przytulamy. Co prawda Billy nie jest zbytnio wysoki czy rozbudowany, ale wystarcza, by mnie mocno objąć. Stoimy tak jeszcze kilka chwil, a ja zatapiam się ostatni raz w jego ramionach. Odchylam głowę i patrzę mu w oczy. Są szare i głębokie. Daję mu buziaka w policzek, słodko i powoli. On całuje moje czoło, potem nos i na koniec usta. Oddaję mu ten pocałunek i trzymam go już tylko za ręce. - Żegnaj, kwiatuszku. Ściskam mocniej jego dłonie i ostatni raz go całuję. Powoli, namiętnie i zatracając się w każdej sekundzie. Teraz on uwalnia moje ręce ze swoich. Idę tyłem w stronę domu coraz mniej czując jego dotyk. Już się nie dotykamy. Billy posyła mi smutny uśmiech, lecz na tyle szczery, by ukazały się jego dołeczki. Jestem przed moimi drzwiami, ostatni raz na niego spoglądam i widzę, jak wsiada do samochodu i macha mi na pożegnanie, po czym znika z mojego pola widzenia. Asia Grzywacz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz