piątek, 4 maja 2012

Matura


"Matura to bzdura" głosi slogan pewnego znanego programu internetowego. Hasło chwytliwe i dość zrozumiałe cieszyło się ostatnimi czasy dużą popularnością wśród społeczności maturzystów, którzy z entuzjazmem  wykrzykiwali je na sto, pięćdziesiąt, piętnaście a nawet na dwa dni przed ostatecznym starciem z czymś, co niektórzy dumnie nazywają egzaminem dojrzałości a inni po prostu TYM.
Spotykamy się w olpiowskiej szatni i prowadzimy zawzięte dyskusje co do naszych przeczuć.  Od razu w sposób naturalny dokonuje się selekcja na pesymistów i optymistów.
-Wczoraj w telewizji leciało „Wesele”. Może nie przez przypadek?
-Będzie Potop i Bogurodzica.
-Oby nie było Ferdydurke, Tango by mogło być.
-O psie, który jeździł koleją!
I tak dalej, i tak dalej…  Każdy z zainteresowanych wygłasza swoje propozycję a ja zjadam kolejne kostki czekolady i milczę przez dłuższą chwilę. Jestem spokojna, bo przecież będzie Lalka. PaniKa obiecała.
Tłumnie zebrani kontynuujemy nasze rozważania przed drzwiami sali gimnastycznej. Ktoś na odstresowanie zaczyna nucić hymn Euro 2012, ktoś go komentuje, niebo zaczyna się chmurzyć, czas jakoś leci, godzina zero coraz bliżej. Drzwi się otwierają i zaczynają padać pierwsze nazwiska.
Słyszę swoje, śmieję się. Od trzech lat słucham o maturze a mimo wszystko nie potrafiłam wyobrazić sobie tej chwili dlatego sytuacja bawi mnie jeszcze bardziej.
 Nie przypuszczałam, że doczekam tej chwili-komentuje głośno i wchodzę do sali słysząc za sobą pojedyncze śmiechy reszty wyczekujących na tę chwilę maturzystów ściskających czarne długopisy.
Komisja przedstawia zasady i udaje się po arkusze maturalne. A ja się śmieje. Słyszymy ogłoszenie o ostatniej chwili na wyjście do łazienki. Wychodzę, chociaż nie do końca wiem po co. Chyba tylko po to, żeby się przejść.  Wracam na miejsce i próbuje ogarnąć myśli. Będzie Lalka. Pada deszcz. Jestem głodna. Chcę kota.
 Sala gimnastyczna na której jeszcze nie tak dawno skakaliśmy przez kozła, którego nigdy zresztą nie udało mi się przeskoczyć, teraz zmienia się w ring, na którym wszyscy zmierzymy się z pierwszym maturalnym potworem. 
Oto on, pojawia się na mojej ławce. Arkusz Maturalny z języka polskiego. Patrzę na niego, on patrzy na mnie.  Prawdopodobnie jest jedną z tych części, od których zależy moja przyszłość, więc lepiej żeby w środku była Lalka. PaniKa obiecała. Od prawdy dzieli mnie już tylko kilka żółtych, rażących w oczy naklejek. Zrywam je i zamiast sprawdzić ilość stron od razu przełączam na część drugą egzaminu i sprawdzam lektury. Dziady… nie, dziękuję. Ludzie bezdomni, szkoda. Ale zaraz… Jest coś jeszcze… LALKA!  Nie dowierzam własnym okularom. Wewnętrznej euforii nie ma końca. Mam ogromną ochotę zatańczyć pięciosekundowy taniec szczęścia i od zrobienia tego powstrzymują mnie jedynie niewygodne buty i niekomfortowy strój.
Czytam, mam nadzieję, że ze zrozumieniem i po godzinie w końcu docieram do upragnionej części drugiej. Lalka. Piszę, długopis płonie. Kartka również. Pada deszcz. Śmieję się. Jestem dobrej myśli.

5 komentarzy: