A kiedy zaśniesz w środku nocy, pozwalając odpocząć marzeniom, dając spokój wspomnieniom, życie upomni się o ciebie. Kroplami deszczu zastuka o twoje szyby, próbując wedrzeć się do środka. A później spłynie, powoli, schnąc w blasku wschodzącego słońca.`
***
Zniszczony, stary miś.
Brudna zabawka, ukryta niczym najcenniejszy skarb. Ukryta pod burzą twoich kasztanowych włosów. Tak pięknie wyglądasz, gdy śpisz…
***
Zielony, malutki pokój promieniował dziś wyjątkowym szczęściem. Wypełniony dziecięcą radością. Taką najpiękniejszą na świecie, bo prawdziwą.
Na podłodze leżał prezent, duży, przewiązany czerwoną wstążką. Uśmiechnięta blondyneczka wpatrywała się w pudełko, niezdarnie próbując zedrzeć z niego papier. Małymi rączkami wyciągnęła ze środka wielkiego pluszowego misia. Misia, który miał towarzyszyć jej już zawsze i nie opuścić na krok. Nazwała go Alfred.
Alfred dorastał razem z nią. Przyglądał się, jak przygotowuje herbatkę dla lalek, czy zjada czekoladę, brudząc przy tym całą buzię i uśmiechał się pod nosem, bo wiedział, że ten czar kiedyś pryśnie i że ona także dorośnie, zapomni o swoim misiu i rzuci się w wir dorosłości.
Towarzyszył jej na huśtawkach i podczas najważniejszych klasówek w szkole. Pozował do zdjęć i wysłuchiwał historii o niespełnionej miłości. Znał na pamięć ceny wszystkich kosmetyków i adresy najmodniejszych sklepów. Nigdy jej nie opuszczał. A ona wiedziała, że Alfredowi może powiedzieć wszystko. I kochała go za to.
Któregoś dnia przyglądali się razem dzieciom na placu zabaw. To było na dzień przed studniówką. Piękna czerwona suknia od tygodni wisiała w szafie, a ona nawet jej nie przymierzyła. Wolała wpatrywać się w uśmiechnięte twarze ludzi, którzy jeszcze niczym nie muszą się przejmować. Małych ludzi, którzy beztrosko spędzają czas, ciesząc się po prostu z tego, że są. Alfred wiedział, że i ona pragnęła znów być taka mała, skakać na skakance, a przecież była o krok od dorosłości, od czegoś, o czym zawsze marzyła.
Przypatrywali się w milczeniu, ciesząc się ostatnimi wspólnie spędzonymi chwilami. Nawet nie zauważyli, że zaczął padać deszcz. Siedzieli tam dalej przywołując przeszłość.
Zostawiła go na półce, przykryła stosem niepotrzebnych już rzeczy. Po co komu stary, zniszczony miś? Po raz pierwszy został sam i wiedział, że już po niego nie wróci.
Przed szkołą stało już mnóstwo ludzi, kiedy wysiadała z samochodu w swojej czerwonej sukience. Jego nie było. Czekała, zastanawiając się, co też mogło się stać. Przecież nigdy się nie spóźniał, zawsze przychodził. Przecież ją kochał… George Turner był w nią wpatrzony jak w obrazek. Dojrzały, odpowiedzialny…, dorosły człowiek… Pamiętała radość rodziców, gdy dowiedzieli się, z kim spotyka się ich córka. Sławny basista rockowego zespołu wybrał akurat ją spośród tysiąca, a może nawet miliona fanek. Ten wieczór planowali już od dawna, miał być najpiękniejszym w ich życiu. Wreszcie go dostrzegła, stał w towarzystwie długonogiej blondynki o ponętnym biuście. Nie zalała się łzami, nie wybiegła z płaczem.
- Tak to już jest w świecie ludzi dorosłych, mała. Przyzwyczaj się, już nie jesteś dzieckiem – powiedział mijając ją , jakby nic się nie stało.
- Tak to już jest w świecie ludzi dorosłych, mała. Przyzwyczaj się, już nie jesteś dzieckiem – powiedział mijając ją , jakby nic się nie stało.
Krople deszczu stukały energicznie o szyby zielonego, małego pokoju. Alfred przysłuchiwał się im z rosnącym zaciekawieniem. Wsłuchiwał się w nie nadal, kiedy przyszła ona – cała przemoczona, w swojej czerwonej sukience. Wyciągnęła go spod sterty niepotrzebnych rzeczy z uśmiechem na twarzy. Tak jak czteroletnia dziewczynka otwierająca swój urodzinowy prezent. Wtulił się w jej ramiona z ufnością, patrząc jak wybiega na ulicę, jak biegnie przed siebie krzycząc :` J"a nie chcę być dorosła, misiu! Nigdy nie chcę być dorosła!"`..., jak wpada pod samochód nieuważnego kierowcy po kilku piwach. Dorosłego, który nie dorósł do dorosłości.
Towarzyszył jej w drodze do szpitala, trzymając ją za rękę, wiedząc, że wszystko będzie dobrze. Syreny wyły, ludzie płakali, a Alfred po prostu był przy niej. Tak jak zawsze. I razem z nią zasnął, czuwając, by nie przyśniły się jej koszmary, przykryty burzą brązowych loków, na jednym ze szpitalnych łóżek.
Towarzyszył jej w drodze do szpitala, trzymając ją za rękę, wiedząc, że wszystko będzie dobrze. Syreny wyły, ludzie płakali, a Alfred po prostu był przy niej. Tak jak zawsze. I razem z nią zasnął, czuwając, by nie przyśniły się jej koszmary, przykryty burzą brązowych loków, na jednym ze szpitalnych łóżek.
***
To już cztery lata, jak zapadłaś w śpiączkę, Kim. Cztery długie lata, spędzone na wylewaniu łez, a ja wciąż mam nadzieję, że się obudzisz, wiesz, że życie się o Ciebie upomni. Słyszysz deszcz? Jak stuka o szyby, próbując dobić się do środka? Moja mała córeczko… Obudź się proszę, za chwilę wstanie słońce. Za chwilę zacznie się nowy dzień…
***
A on?
Nigdy nie wrócił. Gra dalej wciąż doprowadzając swoje fanki do szału. Rzucił się w wir dorosłości i zapomniał o swojej koleżance. O dziewczynie, która pozostała dzieckiem, na dzień przed swoimi osiemnastymi urodzinami. Zapomniał i nie przyjedzie na białym koniu, by jednym pocałunkiem wyrwać Kim ze stuletniego snu. Nie wrócił…
Czasami czas zamiera. I choć mijają dni i miesiące wciąż jest tak samo. Wciąż przeżywamy ten sam dzień od początku, bo gdy czas znowu ruszy, nie będziemy mogli go dogonić.`
Marcela Rutkowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz