środa, 11 maja 2011

Dziś postanowiliśmy odnaleźć i uruchomić wehikuł czasu skrzętnie ukrywany w najgłębszych piwnicach OLPI i cofnęliśmy się do roku 1997. Mieliśmy w tym jeden konkretny cel: Poznać przodka The Olpi. I tak wpadliśmy na drzemiący  między półkami szkolnej biblioteki  „Kfas”- Czyli papierowego kuzyna naszej e-gazetki. Pomysł na „Kfas” narodził się w głowie jednego z uczniów, to właśnie on, lub ona, nadali tę tajemniczą nazwę kilkustronicowej gazecie-pierwszej w historii naszej szkoły. Pisać do „Kfasu” mógł każdy, stała redakcja zbierała się w jeden, określony dzień tygodnia i wspólnie opracowywali teksty napływające do redakcji. Nie było łatwo, jak powiedział nam Pan dyrektor redakcja wkładała dużo pracy w to, żeby „Kfas” istniał. Uczniowie niechętnie zostawali po lekcjach żeby pracować nad artykułami, czasem zostawały tylko dwie osoby które niezrażone małym zainteresowaniem mediami szkolnymi dzielnie pracowały nad gazetką. „Kfas” kosztował 50gr i wcale nie po to, żeby zwrócić część kosztów. Po prostu ogólnodostępna gazetka często trafiała w nieodpowiednie ręce i lądowała w koszach na śmieci. Kfas wydawany był nieregularnie, jeśli redakcja zebrała odpowiednią ilość materiału wypuszczała gazetę w obieg. Aż nadszedł dzień, w którym „Kfas” nigdy więcej nie został wypuszczony na szkolny korytarz. Dlaczego ? Nie wiadomo. Pan Piotr Bogdanowicz uważa, że zawsze, nawet w przypadku elektronicznej wersji gazetki szkolnej należy liczyć się z tym, że może przestać ona istnieć. Gazetę tworzą ludzie, ludzie się zmieniają, zmieniają zainteresowania, odchodzą lub zapominają. Przyszłość The Olpi też nie jest pewna, jednak świeża krew która napływa do ciała naszej szkoły zawsze daje nadzieję, że będą podtrzymywać tę tradycję jak najdłużej. Porównanie szkoły do ciała należy do naszego dyrektora. Uważa on, że na szkielet szkoły składają się lekcje a szkielet zakrywa dobrze widoczna skóra którą tworzą takie rzeczy jak szkolne gazetki której każdy uczeń lub uczennica może oddać kawałek siebie przez swoje myśli i słowa. Po uzyskaniu tych wszystkich informacji z przeszłości wróciliśmy do roku 2011 i zrobiliśmy krótką sondę. Pytanie brzmiało : Wolisz wersję elektroniczną szkolnej gazetki (The Olpi) czy tradycyjną, wydawaną na papierze (Kfas) ? Odpowiedzi rozłożyły się po równo. Na początku The Olpi miało ogromną przewagę, jednak papierowy Kfas w ekspresowym tempie dogonił naszą gazetę wyrównując wyniki sondy. Często powtarzało się zdanie, że papierowa gazeta jest lepsza, bo można z nią usiąść w fotelu, zachować na pamiątkę i po prostu jej dotknąć. Natomiast osoby popierające wersję elektroniczną uważają, że tym sposobem docieramy do większej liczby odbiorców, nie tylko pośród uczniów OLPI promując w ten sposób siebie samych, swoje teksty i oczywiście naszą szkołę.


                                                                                                                                         Marta Komassa

Jakub Zaród

48 komentarzy:

  1. Ależ jestem z Was dumna!
    Po stokroć BRAWO!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ miło się czyta, że ktoś jest dumny!
    Po stokroć dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tam, oj tam. To nie matematyka żebyś wyskakiwał tu z procentami!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem zawiedziony brakiem aktywności na blogu!Czyżby forma papierowa wyparła internet???

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że to dlatego, że wszyscy mamy ostatnie półtorej miesiąca szkoły! niektórzy chorują, niektórzy poprawiają oceny i niestety blog internetowy TheOLPI odchodzi na dalszy plan :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja myślę, że to zwykły zbieg okoliczności. Poza tym MY nie siedzimy 24h odświeżając stronę i dyskutując. Za oknem też jest życie w którym uczestniczymy.

    OdpowiedzUsuń
  7. jakie poruszenie-oburzenie:)

    OdpowiedzUsuń
  8. E tam. Z całym szacunkiem i sympatią do tej strony nie mam dzisiaj siły na dyskusje.
    Baterie mi się kończą chyba.
    Miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  9. co ciekawego robicie w ten piękny WOLNY dzień?

    OdpowiedzUsuń
  10. właśnie wrzuciłam zdjęcia z wczoraj

    OdpowiedzUsuń
  11. życzę zdrowia i sił Marto!

    OdpowiedzUsuń
  12. Witamy Panią Katarzynę!
    i żegnamy Panią Martę!
    czy wybiera się dziś pani na noc muzeów? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. ja też! chciałem namówić Martę ale mówi, że ma jakąś imprezę z karłowatą chorobą
    no nic, muszę się zadowolić innym towarzystwem!

    OdpowiedzUsuń
  14. żałuję, że nie mogę się rozmnożyć i pójść w kilka miejsc naraz

    OdpowiedzUsuń
  15. o 22:00 pod Neptunem Zjedonczenie Czytelnicze polecam wszystkim czytelnikom The Olpi

    OdpowiedzUsuń
  16. z tego co czytałem, to trwa 6h i atrakcję się powtarzają, jak się dobrze rozplanuje to się zwiedzi wszystko!

    OdpowiedzUsuń
  17. Marta ma leżeć w łóżku do środy!!!

    OdpowiedzUsuń
  18. i pani w to wierzy? hahahaha, pewnie już jutro jak nie dzisiaj będzie wychodzić z domu

    OdpowiedzUsuń
  19. stwarzam świetne pozory "wspaniałego samopoczucia" żeby bez problemu i zbędnych wykładów o tym jak nie dbam o zdrowie wyjść w poniedziałek do szkoły.
    Bo muszę, umieram bez olpi !!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  20. nie rób głupot, bo zadzwonię do Twoich rodziców i powiem, żeby śledzili blog The Olpi

    OdpowiedzUsuń
  21. w poniedziałek nic ciekawego nie będzie....polskiego nie będzie...

    OdpowiedzUsuń
  22. czy mi się wydaje, czy Marta prawnie jest już pełnoletnia i w 100% sama za siebie odpowiada?

    OdpowiedzUsuń
  23. mój plan lekcji obejmuje SZEŚĆ przedmiotów. Polskiego może nie być ale jest jeszcze 5 innych.

    OdpowiedzUsuń
  24. tak, tak...ach te mitologizowanie 18 lat i samodzielności związanej z osiągnięciem tego wieku...

    OdpowiedzUsuń
  25. niewyleczone zapalenie oskrzeli może źle się skończyć...i odbić czkawką na stare lata (czyt. po 30.)

    OdpowiedzUsuń
  26. tzn. język polski będzie, ale ja raczej nie zaszczycę Was swoją obecnością, w tym czasie będę egzaminować maturzystów!

    OdpowiedzUsuń
  27. tak, tak, tak. Słyszałam już to. Ale mam ważną sprawę na FIZYCE. Dlatego jak już NIE MOGĘ być na wszystkich lekcjach to wpadnę tylko na fizykę, chyba nie umrę jak przez 45 minut posiedzę w ławce (?)

    OdpowiedzUsuń
  28. pff
    zmieniając temat napiszę historię
    Otóż pewnego pięknego słonecznego dnia, a dokładniej 14 maja 2011r, gdy dzień dobiegał już końca. Ptaki zawijały do swoich gniazd. Ludzie wracali do domu, do swoich rodzin, aby zjeść obiad i porozmawiać z własnymi dziećmi. Studenci wracali ze szkół, jedni szli się bawić, inni coś zjeść. Uczniowie i nauczyciele OLPI wracali ze swoich zajęć, jedni do Gdańska, inni do Łęgowa a jeszcze inni do Elbląga i Białegostoku. Koło godzinny 20.00 stało się coś nieoczekiwanego! Mój brat podszedł do mnie i zapytał czy może ode mnie pożyczyć rower, niczym niezrażony zgodziłem się. Wziął mój rower i pojechał do wspólnego kolegi przezwiskiem Lepki(nie wiem skąd ono). Ponieważ mieszka on w dolnym wrzeszczu, musiał pojechać pod tunelem od SKM'ki, dalej przez park. Park ten jest pięknym miejscem w dzień, a wieczorem chodzą tu pary które spędzają razem czas, śmieją się oraz wyznają miłość.
    NIESTETY, NIE TEGO DNIA.
    Tego dnia przechodziło tam 3 mężczyzn, mój brat jechał MOIM rowerem i podeszli do niego. Padło zdanie: "Złaź z roweru". Na co mój brat posłusznie zszedł, odszedł kilkanaście metrów i po chwili zadzwonił do mnie. On opowiedział: "Kuba, słuchaj, jest taka sprawa. Ja naprawię swój rower i Ci go oddam" Ja się pytam "Czemu?" a on na to "Ukradziono mi twój rower". Myślę sobie "aha". Mówię "Wracaj do domu" a Michał na to "Będę za 1h". No nic, brat wrócił i opowiedział całą historię a ja na to, że chcę od niego połowy pieniędzy za nowy rower, on na to, że zgoda itp itd.
    Teraz gdy już mam rower, mówi, że nie odda mi pieniędzy bo coś tam coś tam.
    Jaki z tego morał?
    Faceci dojrzewają później i myślą, że są bezkarni!
    pozdrawiam
    Jakub Zaród

    OdpowiedzUsuń
  29. przekazuję Ci pozytywną energię na pocieszenie @@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@

    OdpowiedzUsuń
  30. ja już znikam!
    A morał z Twojej historii płynie taki: kto wolno jeździ w nocy po parkach wraca na piechotę.

    OdpowiedzUsuń
  31. tak! wooo! przyda się na noc muzeów! wezmę też jakąś książkę ze sobą, może to będzie podręcznik od polskiego?

    OdpowiedzUsuń
  32. Dobrze, że nie mam brata.
    A co mi tam. Też mogę opowiedzieć historię.
    Maj, piękna pogoda a ja w stanie bardzo złym kieruję swe kroki do przychodni w jakże pięknym centrum tętniącego o tej godzinie życiem miasta. Wchodzę tam i charakterystyczny zapach wstrętnych płynów do mycia podłóg uderza mnie prosto w twarz. Nie zrażona (a nawet przyzwyczajona)idę na wyznaczone miejsce, drogę znam już na pamięć więc nawet nie muszę zbytnio przemęczać mojego przegrzanego już od temperatury mózgu. Na moje nieszczęście słyszę krzyki tych okropnych dzieciaków z którymi przez najbliższe minuty będę musiała dzielić się powietrzem wypełniającym pomalowane na niebiesko pomieszczenie zwane "poczekalnią". Nie ukrywając zniesmaczenia widokiem wrzeszczących bez powodu potworów siadam i z wyraźnym oburzeniem obserwuję ich życie które ogranicza się do biegania w kółko. Monotonną scenkę rozgrywającą się przed moimi oczami co jakiś czas przerywa dźwięk sygnalizacji świetlnej. Zabawna melodyjka oznaczająca zielone światło po jakimś czasie staje się równie denerwująca co te dzieciaki. Katorgę przerywa dźwięk otwierających się drzwi gabinetu do którego z ogromną ulgą się udaję. Normalnie robiłabym wszystko żeby jak najszybciej wyjść z gabinetu pełnego plakatów tępo gapiących się gdzieś przed siebie dzieci reklamujących syropy, jednak tym razem pomyślałam, że te plakaty przynajmniej są cicho.
    Nagle ze świata przerażających reklamówek wyrwał mnie głos pani doktor która pyta nie odrywając wzroku od kartki na której właśnie ogłaszała mój wyrok, czyli zwolnienie- Gdzie się uczysz?- Ja, jak zawsze kiedy pada takie pytanie biję się z myślami bo samo słowo OLPI niewiele ludziom nie-z-olpi mówi.. Jednak w końcu odpowiadam "OLPI". Nagle widzę ten wyraz twarzy oznaczający znak zapytania ale nic już nie mówię. Wracam do oglądania kolejnego plakatu na którym żyrafa rozmawia z hipopotamem. I słyszę kolejne pytanie "JAK TAM JEST ?" Normalnie poczułam się jak bym zamiast nazwy szkoły rzuciła nazwą jakiejś słonecznej, tropikalnej wyspy na którą każdy chciałby pojechać. I tu w mojej głowie wyświetlił się film przedstawiający każdy kąt mojej szkoły, każdą uśmiechnięta (zazwyczaj) twarz osób które mijam na szkolnym korytarzu i każde miłe słowo które w tej szkole usłyszałam. JEST SPOKO. podsumowałam to co właśnie zobaczyłam oczami wyobraźni i spojrzałam na zegarek z biedronką wiszący na jednej ze ścian. Właśnie trwał Salonik Artystyczny a mnie na nim nie było. -Dużo się dzieje i każdy ma szansę być kimś w szkole.-szybko dodałam zanim pani w białym fartuchu zdążyła skomentować moje "spoko". -Dzięki Bogu, że są jeszcze takie miejsca.- usłyszałam przy wyjściu z gabinetu.
    No i jaki tu jest morał ? taki, że OLPI to naprawdę PRO szkoła której chyba zupełnie nieświadomie zrobiłam wczoraj reklamę. :D

    OdpowiedzUsuń
  33. wspaniała historia, myślę, że powinniśmy pisać własne artykuły na theolpi zatytułowane "Moje historie z życia"

    OdpowiedzUsuń
  34. Tak, to świetny pomysł! Od razu się lepiej czuję jak widzę wizję mojej przyszłości w której posiadam własny dział w super e-gazecie The Olpi.

    OdpowiedzUsuń
  35. Macie moje błogosławieństwo!
    Pamiętajcie tylko o netykiecie:)

    OdpowiedzUsuń